wtorek, 2 lipca 2013

Próba wyjaśnienia pochodzenia wódki



Dawno temu, kiedy jeszcze nie było telewizora ludzie umilali sobie czas snując przeróżne opowieści. Całe rodziny, baa.. całe wspólnoty spotykały się przy ognisku czy domowym kominku i śpiewały pieśni, opowiadały przekazywane z pokolenia na pokolenie stare historie, również bajki. Odbiorcą bajek było nie tylko dziecko ale i dorosły.
W swoim zamiłowaniu do wyszukiwania przeróżnych ciekawostek z przeszłości dotarłem do interesującej pozycji spisanej przez historyka i etnografa Zygmunta Glogera „Baśnie i powieści : ze źródeł etnograficznych i własnych notatek”. W tomie tym znajduje się bajka, którą każdy z nas powinien znać. Czy wiedzą Państwo skąd się wziął alkohol? Bajka „O djable Wódkorobie i o kmiotku Charłaku” odpowie na to pytanie.


O djable Wódkorobie i o kmiotku Charłaku

Był sobie kmiotek, biedak nad biedaki, bo nie tylko grosza nigdy w oczy nie widział, ale często gęsto i kawałka chleba nie miał, a o omaście i mowy nie było. A tu z łaski czy za karę, dał mu Pan Bóg dziatek dwanaścioro. Z żoną więc i dziatkami wiodąc żywot charłacki, Charłakiem był przezwany.
Raz kmiotek Charłak, poszedł orać w pole, i wziął z domu ostatni okrajec chleba.
Orze, orze, i już było samo południe, kiedy puściwszy spracowane woliki na trawę, sam siadł na miedzy, wziął węzełek, rozwinął, spojrzał na okrajec chleba i zadumał się srodze.
Był on pracowity, dobrego serca, żonę dziatki serdecznie kochał, dla nich w pocie czoła pracował, dla nich tylko pod brzemieniem biedy nie upadał. Popatrzył więc, westchnął i znowu węzełek z chlebem na miejscu położył.
— Posilę się później, to mi nie tak prędko znowu jeść się zechce, i cokolwiek oszczędzi się dla dziatek — pomyślił biedak, wstał i do roboty poszedł.
Kiedy Charłak nad okrajcem chleba rozmyślał, tuż przy nim stał djabeł niewidzialny i dumał, jakiegoby figla wypłatał biedakowi?
Więc ukradł bies chleb z węzełka i ciekawy, co kmieć pocznie, gdy nie znajdzie chleba, usiadł na miedzy, chleb zjadł i czekał.
Długi czas Charłak przemagał głód dokuczliwy, nakoniec rzekłszy: „człowiek jestem" — poszedł do węzełka, wziął, rozwinął — a tu chleba niema!
      Dziwna rzecz — pomyślał Charłak — nikogo tu nie było, a jednak ktoś chleb sprzątnął!... musiał być także głodny, niechże mu więc będzie na zdrowie!... za jeden dzień z głodu nie umrę, a poczekawszy, będzie Pan Bóg łaskawszy.
Przeżegnał się więc, zmówił pacierz, poorał jeszcze i do domu za pługiem poszedł.
— Źle! — mruknął pod nosem szatan, zgrzytając zębami - ukradłem mu ostatni kęs chleba, a on zamiast kląć i złorzeczeniami gubić swoją duszę, zdrowia mi życzy! - Śmignął więc przez ziemię do piekła, stanął przed Lucyperem, i całą rzecz opowiedział.
- Źleś zrobił — odpowie mu Lucyper — jakkolwiek my broim — to wszakże nadejdzie czas i na nas przyjdzie kréska na Matyska; źle robić nasza to rzecz - ale cóż kiedy i djabeł ma swe sumienie. Gdy zrobisz źle człowiekowi złemu - zrobiłeś jak na potępieńca przystało, ale ukradzenie ostatniej kromki chleba poczciwemu Charłakowi, przejmuje zgrozą nawet serce czartowskie. A w dodatku przez łakomstwo chleb zjadłeś, a chleb to dar niebieski, więc go djabłu jeść niewolno. Skazuje cię za to na siedm lat pokuty. Ruszaj więc prędzej do Charłaka i wyrządzoną mu krzywdę odsłuż ciężką siedmioletnią pracą.
Djabeł usłyszawszy niemiły rozkaz króla piekieł, skurczył się jak kura obmokła i przybrawszy postać wędrownego człowieka przyszedł do Charłaka, i prosi się na służbę do niego.
- Czyż mnie trzymać sługę, kiedy i sam mrę głodem! – rzecze mu Charłak.
- Ja biedny i ty biedny — odpowie djabeł — będziemy razem biedę klepać, ale dwom robota pójdzie sporzéj, ja żony i dziatek nie mam, kożuch i siermięgę mam jeszcze dobrą, łapcie sobie z łyka lipowego uplotę, po kiermaszach chodzić nie będę, więc płacy żadnéj nie potrzebuję, bo grosz okrągły zawsze się wytoczy, byleś mi dał kawałek chleba suchego.
Tym sposobem zamieszkał bies u Charłaka, został jego parobkiem i tak mu pracuje, że nikt takiej roboty pojąć nie może!
W chlewie u Charłaka jedna tylko krówka, a jednak jego parobek całe mu pole gnojem nawiózł, w jeden dzień całą rolę zaorał, zasiał, zboże jak las rośnie, kłosuje się i wydało plon niesłychany. Wszyscy dziwują się, że u Charłaka chleba po uszy, żona mu nie dokucza, dziatki nie skwierczą. W jesieni całe pole zasieli, nie mało zboża przedali, a reszty nie ma komu przedać, biedują więc co z ziarnem robić?
— Zróbmy tak — odezwał się parobek — zaorzmy trzęsawiska i zasiejmy, lato jak się zdaje będzie gorące, a nuż urodzi?
Zaczął djabeł błoto orać, a tu za pługiem schnie jak w piecu, zabronował, zasiał i krzewić się zaczęło.
Sąsiedzi widząc jak ziarno do błota rzucał, śmieli się do rozpuku, ale kiedy dobrze urodziło, wszyscy naśladować go postanowili.
Charłak wzbogacił się, co się zowie, parobkowi płacę naznaczył i żyje szczęśliwie.
W następnym roku, sąsiedzi rzucili się orać, bronować i zasiewać bagna, a u Charłaka robi się wręcz przeciwnie.
— Wiesz co mości gospodarzu — odezwał się parobek — mnie się zdaje, że rok ten będzie mokry, zasiejmy góry piasczyste i wydmy, a sąsiedzi niech sobie gmyrzą w błocie.
I poszedł djabeł orać góry i piaski, na których dotąd nigdy nic nie rodziło; zaorał i zasiał a pora tak się zadeszczyła, że na nizinach wszystko wymokło, na równinach plon był mierny, a po górach taki urodzaj, że zboże z niebem gada. Charłak nie wie, co z ziarnem ma począć?
Życzliwy dotąd djabeł, pomyślił więc nareszcie :
- Zdaje się, że za skradziony okrajec chleba już skwitowałem, Charłak z lichwą nagrodzony, czasby go już porzucić, lecz mamże mu figla teraz nie wypłatać?
- A co mości gospodarzu — rzekł parobek – zboża mamy do zbytku, cóż z niem robić będziemy?
- A cóż mamy robić? — odpowie Charłak — będziemy jeść na zdrowie, damy ubogim i na szpitale, udzielimy potrzebnym, a reszta niech będzie w zapasie na złą godzinę, czasem i nieurodzaj nawiedzi.
Djabłu nie podobały się te słowa, więc rzecze:
- Ziarno na gromadach długo leżeć nie może i tylko kłopot z przerabianiem i pilnowaniem. Oto ja mam pomysł nowy, który uda się niezawodnie, przyniesie nam wielkie zyski a w dodatku cześć i sławę.
      Cóż to za pomysł masz bracie?
— Bardzo prosty! z jęczmienia ludzie warzą piwo, więc my zacznijmy żyto warzyć przeważać, a nuż zrobi się coś mądrego?
      Próbuj, jeśli się podoba, mojej głowy nie stać na to! - odrzekł Charłak parobkowi.
Wziął się djabeł do pomysłu, porobił kotły i kadzie, jął zacierać, mieszać, warzyć, dosypywał chmielu i wywarzył napitek czysty jak woda ale tęgi i gorzkawy, który palił w podniebienie. Djabeł zaryczał z radości, napitek nazwał gorzałką, natoczył w gąsiory i flasze, nalał w kieliszek, postawił na stole i zaprosił poczciwego gospodarza.
Charłak pociągnął, skrzywił się i zakrztusił.
      Oj coś gorzka i pali, a czy djabli nadali!
      To nic — mówi parobek — dla tej goryczki i pałkości, ludzie ją będą tem chciwiej łykali, trzeba spróbować, co dalej będzie: łyknij kieliszek drugi, nic nie zaszkodzi, wszak to toż samo zboże, tylko uwarzone.
Charłak wychylił, a drugi kieliszek już lepiej mu smakował, więc rzekł:
      Gorzka wprawdzie, ale w brzuchu przyjemnie grzeje.
      Łyknij kieliszek trzeci a zobaczysz, co będzie — i to mówiąc, nalał mu z flaszy: obaj się szkłem stuknęli i duszkiem napój szatański łyknęli.
      Dalipan już nie gorzka — odezwał się Charłak — jak widzisz mnie żywego, nie gorzka.
      Nie tylko że nie gorzka, ale wyśmienita — rzecze djabeł — machnijmy jeszcze po czwartym!
Charłak już sam kieliszek podstawił, mówiąc :
      Do asana!... prawda, prawda, że wyśmienita — i wychyliwszy do dna, dodał — a mnie coś jakby weselej się robi, zdaje się, żem o dziesięć lat odmłodniał, krew mi igra, jak zamłodu, ani mnie pozna moja baba!... nogi rwą się do tańca!
      Więc pozwólmy sobie po piątym — dodał djabeł — a będzie jeszcze weselej, jeszcze milej!
- Mnie się zdaje — przerwał Charłak, wychylając kieliszek piąty — że i po szóstym nicby nie zaszkodziło!
-        Wiwat gorzałka! — wrzasnął djabeł; sam już dobrze podcięty, i począł wkrąg izby z wielkiej radości tańczyć walca.
      Czekaj! czekaj! — wołał Charłak z wielkiej radości nalewając sam sobie kieliszek szósty - i jabym z tobą potańcował, ale zdaje mi się, że chata się kręci i na łeb wali — to mówiąc, upuścił flaszę na ziemię, a sam jął ściskać, całować biesa i zataczać po izbie.
      A mnie się zdaje — rzecze pijany djabeł — że jestem we własnem piekle, że trzymam w kleszczach twoją duszę, a najjaśniejszy Lucyper, król piekła, za miljony dusz ludzkich, które mu przyniesie wymyślona przezemnie gorzałka, mianuje mnie wielkim podziemnego państwa dostojnikiem.
Na brzęk stłuczonej flaszy wbiegła do izby żona Charłaka a za nią gromada dziatwy, która widząc starego ojca tańczącego z parobkiem, zaczęła się śmiać do rozpuku; a tym sposobem Charłak został raz pierwszy pośmiewiskiem swych dzieci. Biedna kobiecina z przerażeniem postrzegła opętanie męża, a że po scenie wesołej nastąpiła z kolei bardzo obrzydliwa, przy czem parobek wyrzucił z siebie czarną smołę, więc co tchu pobiegła po cyrulika.
Obaj pijani walając się we własnym kale, zasnęli tymczasem jeden pod ławą a drugi wpadłszy do koryta świńskiego, a gdy się obudzili głowa ciężyła im jak kamień.
      Nic to — odezwał się djabeł — klin klinem wypędzać trzeba, łyknijmy więc po kieliszku — i to mówiąc, przyniósł i nalał z gąsiorka.
      Nie, nie mogę — odrzekł Charłak, i wzdrygnął się cały.
- To przemóż na sobie i wychyl od razu, ja z tobą wypiję dla kompanii.
Usłuchał Charłak, wypił i rzecze:
     A wiesz co bracie, zrobiło mi się jakoś lżej i weselej, dajno jeszcze kieliszek — a potem zaprośmy sąsiadów, aby ich wszystkich uraczyć gorzałką — niech wiedzą, że Charłak z imienia, przestał być z mienia charłakiem.
Myśl tę już pierwej miał djabeł w głowie i tylko dodał:
- A czego w domu nie wypijem — rozprzedamy sąsiadom w karczmie!
Jeszcze roku nie wyszło, gdy Charłak zapił się na śmierć, rolę wzięto za długi a żona i drobne dziatki zostały bez odzieży, kąta i okrajca chleba, którego o chłodzie i głodzie poszły żebrać do obcych ludzi i znosić szydercze przycinki za swego rodzica.
Od owej pory upowszechniła się między ludźmi wódka, ten bicz boży, którym się dobrowolnie chłoszczą, i który do chat kmiecych ubóstwo i nędzę sprowadza, trądem ich ciało i duszę oszpeca, i swojemu wynalazcy — djabłu tysiące dusz co dzień dostarcza.*


* Baśnie i powieści : ze źródeł etnograficznych i własnych notatek, Zebr. Zygmunt Gloger, Warszawa 1879

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz